UWAGA
OD AUTORA Tekst może zawierać wulgaryzmy
Była pełnia. Przeciągły szum wierzb brzmiał niczym
żałosny skowyt rozpaczy. Wszyscy za nimi tęsknili. Kiedy odeszli na świecie
pojawiła się pustka. Pustka, której nic nie wypełni.
Gdzieś w oddali zawył wilk. Jakby w odpowiedzi na
jego zawołanie, Jaskier trącił strony lutni. Rozbrzmiały pierwsze akordy pieśni.
Lecz nie wydawała się ona żałobna, raczej smutna. Smutna, epicka i heroiczna ballada
o wiedźminie, wiedźmince i czarodziejce. Z ust barda padły pierwsze słowa
pieśni. Powróciły wszystkie wspomnienia.
Był sobie wiedźmin
co go zwali Geralt
Potwory zabijał, ludzi ratował
Miecza mu nie było żal
Ach, jakież to proste i prozaiczne, pomyślała Triss.
Choć z drugiej, czy nie jest piękne? Przecież cała ta historia zaczęła się właśnie od tego, że wiedźmin
zrobił coś co należało do jego fachu – uratował kogoś przed potworami.
Więzami fortuny został on związany
A Lwiątko z Cintry jemu nadane
Wtedy też się rozpoczęła ta zawiła droga Którą Cirilla przejść była gotowa
Zoltanowi wydawało się, że nazwanie tej przygody
zawiłą drogą było dużym niedopowiedzeniem. To wszystko co przeszli, poczynając
od wizyty Geralta w Cintrze, aż po pogrom w Rivii, to było tak niesamowicie
skomplikowane i pokręcone, że samo przeznaczenie nie mogło połapać się, co i
jak.
Wtedy też na drodze Wilka
Pojawiła się kobieta
Czarodziejka czarnowłosa
Bzem i agrestem pachnąca
Yennefer. Ciri traktowała ją jak matkę. I nie ma się
czemu dziwić. Była przy niej zawsze. I mimo tego iż wydawała się oschła i
trochę niemiła, Yennefer była współczującą, troskliwą i pełną ciepła kobietą,
która zawsze pragnęła mieć dziecko. Lecz jak każda czarodziejka, niestety, była
bezpłodna.
Ich wszystkich ta droga zawiła
Do zamku Stygga doprowadziła
Tam się wreszcie spotkali
I razem spocząć chcieli
Choć morowy ze mnie krasnolud i wiele umiem
wytrzymać, pomyślał Yarpen Zigrin, to nie wiem czy umiałbym gonić przez pół
świata za dwiema panienkami. To trzeba mu przyznać, skurczybykowi, że potrafił
pokazać, że kocha szczerze.
Lecz ta fortuna bywa przewrotna
Połączyła trójkę ludzi, co się kochali
lecz ich nam zabrała
Pustkę zostawiła...
Na ostatnim słowie ballady Jaskrowi załamał się
głos. Triss uroniła łzę, która spłynęła jej po policzku. Yarpen zacisnął
mocniej dłoń na rękojeści topora. Zoltan wpatrywał się zamyślonym wzrokiem w
płomienie ogniska.
Ballada Jaskra podniosła wszystkich na duchu. Chyba
po prostu pozwoliła im jakoś uporządkować to wszystko w głowie i jakoś, chociaż
częściowo, pogodzić się z tym.
- Och, Jaskier… ty to masz, cholera, talent –
powiedział smutnym głosem Zoltan.
Wszyscy popatrzyli po sobie i tym podniosłym, pełnym
zadumy milczeniem wyrazili swoje uznanie dla barda. Krasnolud miał całkowitą
rację.
- No i co
dalej? – rzekł Jaskier, wyrywając pozostałych kompanów z zamyślenia.
- No jak to,
co? Trzeba żyć dalej – stwierdził Yarpen Zigrin, wstając z ziemi i otrzepując
się.
- Czyli co,
wszyscy pójdziemy w swoją stronę? – spytał Zoltan.
- No chyba
tak – drugi krasnolud pogładził się po brodzie. – Nie ma sensu siedzieć tu i
rozpaczać. Nasi przyjaciele odeszli – i już nie wrócą, a nas czeka jeszcze całe
życie.
- Co
sugerujesz? – odezwała się czarodziejka.
- Nie wiem
jak ty, Triss, ale ja to wracam do Mahakamu, obowiązki mnie wzywają –
odpowiedział Yarpen. – Sama rozumiesz, podstarościm mnie wybrali, muszę iść.
Jaskier kiwnął głową. Krasnolud opowiadał o tym, kiedy siedzieli z Geraltem w tawernie,
zanim rozpoczął się przewrót.
- Ja zaś udam
się do Novigradu – rzekł Zoltan. – Zamierzam tam założyć sztolnię parową.
Musiałbym tylko wrócić do Mahakamu, żeby zabrać z banku moje pieniądze.
- Nie możesz ich
wypłacić na miejscu? Przecież w Novigradzie jest niejeden bank – zauważył
Jaskier.
-
Krasnoludzki Fundusz Górniczy, w którym przechowywane są moje pieniądze, jest
tylko w Mahakamie, nie ma niegdzie swojej filii – odrzekł smętnie krasnolud.
- Triss, a
może udamy się do Novigradu razem z Zoltanem? Przecież nie mamy teraz żadnych
zobowiązań, a w grupie zawsze raźniej – zaproponował poeta.
- W sumie to
nie mam nic przeciwko… - odpowiedziała czarodziejka po chwili namysłu. – Ale
przecież Zoltan musi jeszcze wrócić do Mahakamu.
- Nic nie
stoi na przeszkodzie, abyście mi towarzyszyli – rzekł krasnolud. – Wiele czasu
nam to nie zajmie.
Triss i Jaskier doszli do wniosku, że przystaną na
propozycję Zoltana. Wszyscy, idąc za przykładem Yarpena, wstali, otrzepali się.
- Zoltanie,
czy w Mahakamie będzie możliwość zakupienia wierzchowca? – spytała
czarodziejka. – Propozycja jazdy z Jaskrem wydaje się niesamowicie pociągająca,
ale jednak wolałabym mieć własnego konia.
- Powiem ci,
Triss, że może być ciężko – odrzekł krasnolud. – Teraz, po wojnie, większość
tych zwierząt jest albo gdzieś na szlaku i przewozi żołnierzy z powrotem do
domu, albo leży martwa i rozszarpana przez trupojady, gdzieś pod Brenną.
- Nie martw się,
moja droga – powiedział Jaskier z gracją. – Przewiezienie cię w mym siodle
będzie dla mnie zaszczytem – bard złożył czarodziejce niewielki pokłon. – Ty,
jako niewiasta, nie będziesz musiała męczyć się z jazdą, siądziesz za mną,
obejmiesz mnie, żeby nie spaść…
- Nie będzie
takiej potrzeby – przerwał mu Yarpen. – Kiedy już będziemy w Mahakamie, oddam
ci mojego Kramera. Jako podstarości, przynajmniej na razie, będę musiał zająć
się powojenną papierkową robotą, więc nie przyda mi się zbytnio… Choć do samego
Mahakamu będziesz mogła sobie obejmować naszego Pankraca ile tylko będziesz
chciała!
Cała kompania stojąca wokół ogniska wybuchła
śmiechem. Tak, ballada Jaskra zdecydowanie im pomogła.
UWAGA
OD AUTORA Wiem, że dwa pierwsze rozdziały były krótkie. Następne już będą dłuższe, obiecuję! Kolejnego spodziewajcie się około 20 lutego. Bywajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz